Ogródek działkowy to było istne błogosławieństwo. Ogóreczki z własnej uprawy , truskawki dorodne, papryki i pomidory z pod folii , słodkie wiśnie i pachnąca bazylia , na te dary czekaliśmy każdego lata. Inną korzyścią był fakt , iż na tym skraweczku ziemi puszczało się Adzinka luzem , w samych majtasach ( albo i nawet bez) i polegując na trawie , jednym jedynie okiem rzucało się w jego kierunku , kontrolując czy szkody jakieś nie czyni. Stratowane grządki były rzadkością .I nieczęsto stopować trzeba było pełną werwy czynnośc pielenia , polegającą na wyrywaniu nowalijek wraz nielicznymi chwastami . Najczęściej Adzinek gmerał w dziurach kijaszkiem , nawołując krety imieniem Błazej Kalafior . A w przerwach jak na prawdziwego stoika przystało , polegiwał w plastikowym baseniku rozmyślając nad tak zwaną ” istotą rzeczy ” żywych i martwych.
Działka zatem była miejscem spokojnym i bezpiecznym . Za to pieciominutowa droga do niej , jak się pewnego dnia okazało już niekoniecznie.
Ten dzień zapowiadał się upalnie i słonecznie. Postanowiliśmy zatem , dołączyć do wykonującej jakieś ogrodowe prace teściowej . Spakowałam ekwipunek w postaci koca i czapki z daszkiem i ruszyliśmy z energią służyć radą i wsparciem kobiecie pracującej . Czekało nas do pokonania 50 metrów. Wysypana czarnym żwirem ścieżka wiodła nas jak po sznurku , do miejsca przeznaczenia. Adzinek już po kilku krokach wypatrzył znajomą postać babci. Wyrwał zatem galopem , aby jak najszybciej pokonać dzielącą odległość . Po kilku susach , niefortunnie postawiona nożyna w sandałku odmówiła współpracy i syn mój , biedaczek rymsnął jak długi. Klasycznym ślizgiem po żwirze pokonał część dystansu. Ryk , który wydał z siebie ten mały człowieczek na moment zamroził mi krew w żyłach. Ryczał i dzielnie podnosił się o własnych siłach. Kiedy złapał już pion zaczerpnął głeboko powietrza i pomknął dalej , nie bacząc na lejącą się krew z kolan i łokci . I tak biegł , krzycząc ile sił w płucach :
– Baaaaaaabciu !!! Baaabciu !!! Jezus Maria !!! Co za ból !!!!
Wpadłwszy w babcine ramiona z przejęciem pokazywał odniesione rany . Dobiegłam i ja aby uczestniczyć w procesie użalania, chuchania , całowania i pocieszania . Kiedy cała nasza trójka znalazła się w apogeum emocjonalnej otchłani rozpaczy, babcia zarządziła powrót do domu , w celu opatrzenia wszystkich czterech kończyn . Pomysł był jak najbardziej trafiony bo zakażenie już zza krzaka agrestu , ostrzyło pazury na Adzinkowe kolanka. W drodze powrotnej nasze kontuzjowane szczęscie z uczuciem informowało przechodniów o swej przygodzie .
– Upadłem ale już się podniosłem . Dojaśniał człowiek po perypetiach życiowych.
Każdy z zagadniętych musiał wyrazić żal i współczucie . Dopiero wtedy skaleczony łokieć , nie był podtykany pod nos , a w zasadzie pod oczy. Na końcu ścieżki , tuż przy bramie wyjściowej swoją posesję miał Pan Leszek . Tego dnia spokojnie stał sobie na drabince i malował swoją mikroskopijną altankę na kolor magnolii. Adzinek przystanął zatem , uniósł łokcie nad metalowym płotkiem i rzekł .
– Podarłem się Panie Leszku ! Tu i tu dziurę mam . I w kolanku też – rozżalił się na nowo .
– Widziałem Adzinku , widziałem jakeś się na prostej drodze wyrżnął. Mówiąc to ,Pan Leszek chyba( o zgrozo !!! ) się lekko uśmiechał .
– Ale nie płacz chłopaku , bo chłopaki nie płaczą – zabłysnął jeszcze znajomością hiciora grupy T-Love.
– Wpadnij póżniej z dziadkiem do mnie to sobie malinek pojesz , a my z Adasiem po piwku strzelimy.
Na te słowa teściowa strzeliła błyskawicą z lewego oka w kierunku drabinki na której stał sąsiad i serdecznie przecież zapraszał . Adzinek za to ,z entuzjazmem pokiwał głową , gdyż malinki lubił . Odkleił się od płotu i ruszył do bramy. Przystanął na chwilkę i zawrócił nieomal tratując dwie kwoki , które kroczyły za nim. Jeszcze raz wyciągnał łokcie i oparł się o ogrodzenie.
– Ale dziadek Adam nie pije piwka – oznajmił . Babcia Janka też nie pije – dojaśnił zerkając na teściową . I babcia Beatka też nie – wyliczał dalej . Na jego czole pojawiła się mała zmarszczka sugerująca głebokie procesy myślowe. Po chwili rozluźnił się .
– Ale dziadek Andrzej pije piwko !!! – fakt , tatko mój piwo ceni sobie nad wyraz – pomyślałam.
– Dziadek Andrzej pije piwko bo ….bo…jak by nie pił to by się udusił !- zakończył z przekonaniem Adzinek .
Drabinka lekko się zachwiała . Wybuch śmiechu , który wstrząsnął Panem Leszkiem oderwał ją od ściany a następnie przechylił do tyłu. W następnym ułamku sekundy Pan Leszek poszybował prosto na kwiaciany klomb. I upadł ….ale wstał , również o własnych siłach. Otrzepawszy się z płatków z kwietnika machnął ręką w uspokajającym geście . Odmeszerowaliśmy więc , aby dłużej nie ogladać tej kompromitacji mężczyzny a zająć się tym co istotne dla rzeczy , czyli bandażowaniem i opatrywaniem naszego poszkodowanego.
Bo w sumie piwa zdrowia doda :p dziecię już coś tam wie ?
Taaa …mądrości iż jak się piwa nie pije to człowiek może się udusić 😛