„Księgi Jakubowe” – opowieść o XVIII-wiecznych hipisach

„Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk to nie lada wyzwanie czytelnicze. Nie dość, że tematyka dość kontrowersyjna, bo dotycząca kombinowania, poprzez którą wiarę najlepiej zasłużyć sobie na tak zwane „życie wieczne” to i gabaryty tego dzieła mogą przerazić potencjalnego czytelnika. Ale przecież nie można wymagać, aby sześć lat pracy nad powieścią udało się zamknąć w mniejszym obszarze. Autorka przedstawia nam w niej świat miniony oscylujący gdzieś na pograniczach „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. I jestem zdania, iż stanowi współczesną kontrę dla tego, jak przedstawił nam Sienkiewicz ówczesną Polskę, gdzie miejsca dla ludu żydowskiego jakby zabrakło. Bohaterem powieści jest Jakub Frank, postać niezwykle kontrowersyjna, niebanalny ekscentryk, który postanowił narobić zamieszania w postrzeganiu religii swoich pobratymców. Uznał, że nie bardzo mu się widzi tkwić w starych butach „judaizmu” i postanowił sprawić sobie nowe. 🙂 Olga Tokarczuk pisze o swoim Jakubie:

Frank traktował religię jak buty, w których się idzie do celu i które można, a nawet należy zmieniać.

I krocząc takim tokiem myślenia, przemaszerował dziarsko przez religię mojżeszową , muzułmańską i chrześcijańską. Czy udało mu się dotrzeć do celu? Na to pytanie, każdy z czytelników musi odpowiedzieć sobie sam, w głebi duszy.

Podobnych pytań, które rodzą się podczas czytania „Ksiąg”, jawi się mnóstwo. Jak choćby o to, czy rozwiązłość seksualna wyznawców Jakubowej wiary jest próbą uwolnienia się od stereotypów określających moralność człowieka, czy zwykłym wykorzystywaniem swojej pozycji i pofolgowaniem swoim namiętnościom. 😉 Sceny erotyczne raczej nie mają nic wspólnego z twórczością Blanki Lipińskiej bądź opowieściami o Greyu, ale subtelny przekaz wiele dla wyobraźni nie pozostawia. 😀

Jeśli chodzi o treści historyczne dotyczące osoby samego Jakuba Franka, w wielu opiniach padają zarzuty o zbyt mało faktów przytoczonych przez autorkę. Sama traktuję ten utwór raczej jako fikcję literacką więc i nie wymagam tego rodzaju rzetelności. Gdy mi czegoś zabrakło, to uzupełniałam na bieżąco, korzystając z wiedzy internetowej, w trakcie lektury.

Szata graficzna „Ksiąg Jakubowych” jest przepiękna. Odczuwam ogromną przyjemność w kartkowaniu tej książki. Jest też ukłon w stronę pisowni hebrajskiej. A polega on na sposobie numerowania stron, który idzie od tyłu. Powieść została przetłumaczona między innymi na język hebrajski i jestem bardzo ciekawa opinii tych, którzy porozumiewają się w tej mowie ;). Gdyby ktoś coś wiedział w tym temacie, to proszę o odnośnik . Oprócz bogactwa języka jakim posługuje się Olga Tokarczuk, atutem jest obfitość starodawnych rycin, zawartych w tym woluminie. Gratuluję Wydawnictwu Literackiemu pomysłu zarówno na okładkę, jak i na formę druku.

Zdecydowanie polecam ten tytuł, bo i cudowna to uczta dla ducha i przyjemność w obcowaniu.

„Śleboda” – audiobooki i wspomnienia

Audiobooki odkryłam niedawno i jestem zachwycona tą formą literacką. Dzięki temu, którego wysłuchałam ostatnio, noszącego tytuł „Śleboda” cofnełam się w magiczny czas dzieciństwa. Akcja tego kryminału, który nosi przedrostek „etno” toczy się w Murzasichlu, podhalańskiej wsi (a może już miasteczku), gdzie jako dziecko spędzałam ferie zimowe. Autorzy książki, państwo Kużmińscy w ciekawy sposób przenoszą czytelnika, tudzież słuchacza, w mroczny świat zbrodni i przypominają tajemnicę z czasów II Wojny Światowej. Tutaj pozwolę sobie wkleić link do artykułu, gdyż historia jest i „śmieszno i straszno” … 🙂

Smaczku powieści dodaje ciekawe studium psychologiczne, dotyczace relacji damsko-męskich. Bogato okraszona gwarą góralską opowieść uruchomiła we mnie lawinę wspomnień. Jako pierwszy pojawił się obraz babci Marysi, zamaszyście wymachującej ścierą w nieznanym kierunku i wykrzykującej gromko „Ty Psie Nasienie !!!”. Jako rodowita góralka, którą powojenna zawierucha rzuciła na płaskie Podlasie, w ten sposób wyrażała swój żal i tęsknotę za Tatrami. Moja Babońka Maria De domo Gąsienica-Makowska w chwilach głębokiego wzburzenia emocjonalnego przechodziła na gwarę i artykułowała przekleństwa przekonana, iż niezrozumiana nikogo złym słowem nie ukrzywdzi 😉

Babońka Marysia

Drugie wspomnienie to samo Murzasichle. Bywając tam w latach 80-siątych ubiegłego stulecia wspominam to miejsce jako uroczą wioskę z pięknym widokiem na panoramę Tatr. Na malowniczych, aczkolwiek bezpiecznych górkach stawiałam pierwsze kroki obuta w narty. Bardziej pamiętam uciążliwe wspinanie się pod górę w stylu „jodełkowym” niż same zjazdy. Towarzyszący mi tata przykładał ogromną wagę do tego jak wchodzę, niż do tego jakim stylem przemieszczam się w dół. Dlaczego? To pytanie na zawsze już pozostanie bez odpowiedzi, gdyż nie ma go wśród żywych.

Podczas słuchania tej lektury wspominałam również spontaniczny pomysł mojej mamy, która postanowiła udać się z Murzasichla na wesele do Zakopanego, do rodziny. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie kilka punktów dotyczacych tej eskapady :

  1. Udała się tam bez osób towarzyszących, czyli mojej maleńkiej aczkolwiek szlachetnej osoby oraz prawowiwicie poślubionego małżonka.
  2. Środkiem lokomocji było drewniane koryto, w którym usadowiwszy się zjechała kika kilometrów w dół (legenda rodzinna nie potwierdzona przez pozostałych członków)
  3. Strojem, który zaprezentowała na tradycyjnej, góralskiej uroczystości był sraczkowo-czarny kombinezon narciarski.

Czytelnikowi pozostawię wyobrażenie, jaką furorę musiała zrobić ta szalona kobieta wsród tych kłobuków, portek, serdaków i kierpców. Musiała się ta moja maminka bawić przednio, gdyż wróciła po trzech dniach. 🙂 🙂 🙂

O samej książce napiszę tylko tyle, że jest wyśmienicie dopracowana w szczegółach i polecam z czystym sumieniem !!!

Katarzyna Wiśniewska, „Tłuczki”

„Tłuczki” to po prostu świetna proza! Debiut Katarzyny Wiśniewskiej przykuł moją uwagę w 100%. Opowieść o rodzinie gdzie patologiczny koszmar nie do końca dzieje się na oczach czytelnika. Mam wrażenie,że autorka starała się zaufać inteligencji swoich czytelników i wiele ze zdarzeń pozostawiła w domyśle. Niech wyobrażenia każdego z nas dokończą wysnute wątki.Jestem za ten zabieg wdzięczna,gdyż widzę tu rodzaj szacunku i ukłon w kierunku odbiorcy.
Tekst książki jest jakby poszatkowany i złożony powtórnie w całość bez żadnej chronologi. Może to budzić frustrację i momentami zagubienie. Ale w tej powieści nie ważna jest ciągłość wydarzeń. To obraz toksycznych więzi, piekła kobiet, hipokryzji i szeregu innych wynaturzeń skrzętnie zamiatanych pod dywan. Dramatu, który dzieje się od lat nie jest w stanie powstrzymać nic i nikt. Metodą kalki schematy działań powielają się, prowadząc do kolejnych zaburzeń. I w zasadzie od początku lektury towarzyszyło mi przeświadczenie, że uzdrowienia nie będzie. I nie było …

Tytuł ten stanie na półce zwanej przeze mnie „skarboteką”.Tam gdzie zajmują miejsce najlepsze perełki. Liczę, że jeszcze sponiewiera i oblepi brudem, któregoś z moich znajomych. Tak się chyba właśnie rodzą perwersje literackie 😉 Polecam !!!

Emocjonalny Charles

„Charles Martin rozumie moc fabuły i używa jej do zmieniania dusz i życia zarówno swoich bohaterów, jak i czytelników …”-Patti Callahan Henry

Tym cytatem rozpocznę prezentację jednego z moich ulubionych autorów. Zgadzam się z każdym słowem tej wypowiedzi. Wszystkie pięc tytułów, które do tej pory przeczytałam pozostawiły we mnie poczucie sensu tego co przydażyło mi się w życiu. Zarówno te Wielkie, Szczęśliwe Chwile jak i te sromotne porażki i tragedie nabrały innego znaczenia. Dzięki książkom Charlesa Martina uwierzyłam że „wszystko jest po coś” ….

O samym autorze niewiele udało mi się znaleźć na polskojęzycznych stronach internetowych. Udałam wiec się do źródła i informacje zaczerpnęłam na oficjalnej stronie, pod adresem http://charlesmartinbooks.com.

O swojej żonie Christy mówi: „Ona jest i zawsze będzie domem dla mojego serca.”

O książkach i dzieciach :”Ludzie często pytają mnie, które z moich książek lubię najbardziej. Równie dobrze możesz ustawić moich synów i zapytać, którego kocham najbardziej.” 

Określany jest mianem pisarza „chrześcijańskiego”. Chodź to zaszufladkowanie jest moim zdaniem krzywdzące. Bo prawdy, które stara się ukazać w swoich powieściach są poza podziałami. I żadna z religii nie powinna rościć sobie do nich praw. 

„Wszyscy rodzimy się z pustką w piersiach wielkości taty. Nasi ojcowie albo ją wypełniają, albo w miarę dorastania czujemy tę pustkę coraz bardziej i próbujemy ją czymś zaleczyć. Zwykle są to uzależnienia”.

Powieść „W pogoni za świetlikami” to wzruszająca historia o relacjach rodzinnych. O tym jak ważne są korzenie i czy możliwe jest bez nich życie w pełni. Ukazana poprzez postać wujka Willeego wspaniała wizja ojcostwa pozostawia głęboki ślad.

Niezwykle wciągajaca fabuła to atut tej książki. Poprzez różne wątki udajemy się z bohaterami w przeszłość aby się z nią rozliczyć i spróbować się od niej uwolnić. Aby uporać się z traumatycznymi przeżyciami i dzięki temu rozpocząć wędrówkę życiową  na nowo. Bez bagażu dramatycznych wspomnień, które spowalniały by krok.

Serce nie tylko jest jednym z najbardziej bezinteresownych narządów, jest także najbardziej odważnym i wiernym z nich.

Ta z kolei powieść to bomba emocjonalna. Opowieść o sercu i o tym jaką rolę pełni. O sile jaką może być wiara i o cudzie jakim jest życie. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to jak oklepany banał. Ale przekonałam się w swoim życiu, że uciekanie od własnej uczuciowości może zrodzić pustkę. Dlatego cenię sobię tę historię właśnie za to, że stanowi prawdziwą ucztę dla duszy i budzi szereg wzruszeń.

„Owocem mojego życia było to, że nie miałem nikogo.”

„Prosto z serca” to również książka, niosąca w sobie wartościowe treści. Rzecz dotyczy przemiany i odkupienia. To cudownie spokojna opowieść o tym, iż każdy czas jest odpowiedni aby wyprostować „kręgosłup moralny”. Jest pewnego rodzaju powiescią drogi gdzie celem jest dotarcie do własnego wnętrza i przewartościowanie tego co w życiu istotne.

Poprzez czytanie tak wzruszających książek, mogę pozwolić sobie na spotkanie ze swoimi uczuciami. Mam wrażenie, że dzięki takim lekturom staję się bardziej uważna i empatyczna. Z reguły nie lubię tracić kontroli nad sobą, ale w tym przypadku pozwoliłam łzom płynąć bez poczucia obciachu. I wiecie co ? Czuję się lżej 🙂 Bo może przepłakałam coś co było moje, a nie bohaterów powieści …

Przebaczenie to trudna sprawa. Zarówno w przypadku, gdy się je oferuje… jak i przyjmuje.

„Pomiędzy nami góry” można zaliczyć do gatunku powieści katastroficznych. Gdzie w surowych, zimowych pejzażach rodzi się wielka miłość. Miłość, której potęga może pokonać każde góry. I mimo, że główny bohater jest niewiarygodnym supermanem kupiłam tę historię. Dosłownie i w przenośni. I uważam, że były to dobrze wydane pieniądze.

Biblioteka była miejscem magicznym. Zawsze czekały tam na mnie tysiące głosów, które chciały prowadzić ze mną dialog. Wchodziłem do środka, spoglądałem na zapełnione książkami regały i szeptałem:
– Opowiedz mi historię.
I one opowiadały. Biblioteka stała się moją rodziną.

Poplątane życiorysy, samotność w tłumie i zagubione dusze. Tak pokrótce mogłabym opisać tę pozycję. Lecz dla mnie, już na zawsze ta książka kojarzyć się bedzie z najpiękniejszym cytatem o bibliotece.

I tak własnie zakończę tę prezentację… Kurtyna milczenia w dół !!!

Powtórnie narodzony

Książki od zawsze towarzyszyły mi w życiu. Były takie, których słowa brzmiały tylko chwilę i takie które dzięki wywołanym emocjom zostawały na dłużej. Te drugie rozsiadały się wygodnie gdzieś w mojej głowie i przerzucały się na wzajem migawkami obrazów , bądź atakowały cytatem w niespodziewanych momentach dnia a czasem i nocy.
„Powtórnie narodzony” to książka z rodzaju tych o których mawiam, że wniosły mi coś do serca. Ta wniosła ból i cierpienie. Ból kobiet tęskniących za macierzyństwem i ich cierpienie z powodu braku możliwości zrealizowania swojego pragnienia. Poprzez karty tej powieści mogłam nieco bliżej przyjrzeć się dramatycznej walce jaką często toczą i pochylić się ze współczuciem nad dramatem do tej pory przeze mnie nie rozumianym.

Wniosła strach i przerażenie, bo wychodziłam wraz z kobietami oblężonego Sarajewa na ulice uzbrojona w te właśnie uczucia. Z niedowierzaniem śledziłam upadek człowieczeństwa w kraju ogarniętym wojną. I jednocześnie z nadzieją czekałam na jakieś przebudzenie jasnej strony mocy.

Okrutny obraz wojennej pożogi, oglądany oczami bohaterów powieści wrył się w pamięć. I nadał nowego znaczenia wyrażeniom takim jak poczucie bezpieczeństwa, wdzięczność i nadzieja na jutro. Po przeczytaniu tej książki inny wymiar mają również słowa takie jak godność i odwaga. Spacerują gdzieś w zakamarkach duszy pod rękę, elegancko ubrane i umalowane, w wyjściowych płaszczach pod snajperskim obstrzałem. Godnie wyprostowane, odważne sarajewskie kobiety wychodzą z domów aby zaznaczyć że jeszcze nie zostały zaszczute. Prosty ale jakże heroiczny gest w mieście gdzie stanowi się żywy cel.

A na tle tych tragicznych wydarzeń autorka maluje sugestywnie ogromną miłość. Miłość momentami trudną bo pełną wątpliwości. Miłość której wierzę bo prawdziwie przechodzi wzloty i upadki.

W dzisiejszym świecie gdzie parafrazując słowa pewnej piosenki ” pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” powieść ta, to dla mnie prawdziwa uczta czytelnicza. Piękna w swojej prostocie i jednoczesnie przepleciona poetyckim urokiem. Polecam zatem z czystym sumieniem ciekawa czy i w Tobie, czytelniku coś obudzi .

Siedem lat

„Siedem lat” Petera Stamma to powieść, która uderza w godność kobiecą. Uderza tym mocniej, że tą którą odziera się z tej godności jest Polka…Iwona. Kartka po kartce towarzyszyłam bohaterom w ich powieściowym życiu. Momentami decyzje, które podejmowali budziły tak silną frustrację, iż potrzeba było kilku dni aby na powrót usiąść do czytania. Iwona jawi nam się jako nieatrakcyjne popychadło. Uwikłana w romans z mężczyzną, który nie wiąże z nią żadnej przyszłości z jakimś dziecinnym i infantylnym uporem czeka na odmianę losu. Godzi się na rolę kochanki i wierzy, że dzień jej triumfu wkrótce nadejdzie. Sonia jej rywalka to kobieta jasno wytyczająca sobie cele. Nieco egzaltowana, pochodząca z wyższej klasy społecznej ma świadomość, że jest ktoś trzeci. Mimo to milczy i biernie czeka na rozwój wypadków. A Alex czerpie z dwóch źródeł, karmiąc swoje ego i od czasu do czasu bawi się w rozważania o stanie swojej kondycji moralnej.

Banalna historia o trójkacie jakich wiele powstało na przestrzeni dziejów. Podana w sposób prosty i oszczędny. A mimo to budzaca uczucia z którymi momentami ciężko było mi się uporać. Trudno było zmierzyć mi się ze stereotypem Polki-emigrantki zarobkowej, która czeka tylko na okazję aby wydać się za mąż za tubylca i tym sposobem powrócić do Ojczyzny w splendorze. Trudno było się zgodzić z jej postawą…milczącą i oczekującą. Na te ochłapy zainteresowania. I trudno było zrozumieć jej decyzje, o których pisać nie chcę bo wpis ten stałby się spoilerem.

Zachęcam do zapoznania się z tą opowieścią. To nie jest zabijacz czasu. Ta książka to swojego rodzaju wyzwanie. I miernik tolerancji dla tego co wydaje nam się głupie i beznadziejne.Może właśnie dzięki tej lekturze uda się zrozumieć kogoś kto do tej pory jedynie poddawany był ocenie ?

Serce to samotny myśliwy

Czasem przychodzą takie dni , kiedy czytana książka budzi uczucia , z którymi spotykam się rzadko . ” Serce …” Carson Mcculles wywołało falę smutku i żalu , który widocznie od jakiegoś czasu tkwił w ciemnym zakamarku duszy. Fabuła powieści , rzekłabym banalna. Fabryczne miasteczko , gdzieś na południu Stanów. Bohaterowie zwyczajni , z problemami, rozterkami i refleksjami ( bądz ich brakiem ) typowymi dla społeczeństwa Ameryki lat trzydziestych. Nastolatka-melomanka z wielkimi marzeniami , alkoholik -wywrotowiec z pragnieniem dokonania zmian , czarnoskóry doktor – uczony poszukujacy prawdy dla swoich braci i restaurator- filozof , który z nudów studiuje profile psychologiczne swoich gości . A punktem centralnym jest głuchoniemy John Singer. Człowiek , który z racji swojego kalectwa nie wiele mówi , za to z uwagą słucha . A cała czwórka , wykorzystuje go niczym worek na śmieci , wylewając potoki słów , nie dając kompletnie niczego w zamian . I to właśnie mnie tak zasmuciło . Zaślepieni własnym ego , nie czytają sygnałow , iż ten życzliwy człowiek przechodzi własny dramat. I jeszcze ta wszechobecna samotność , każdego z bohaterów. Wylewała się , niczym mgła z kazdej strony książki i otulała takim szalem smutku.

Do myślenia dał mi , również ten cytat:

” z tych wielkich ideałów pająki przędą swe najobrzydliwsze sieci”

Słowa , które mają wartość ponadczasową . Bo sama , nie raz uwierzyłam że pewnym ludziom i działaniom przyświeca światły cel . I zawiodłam się srodze.

Ale z pełną odpowiedzialnością polecać będę ” Serce …” bo czasem trzeba wyciągnać to ziarnko goryczy , które gdzieś tam tkwi w środku. Czasem warto je nawet rozgryźć i przełknać. Aby już nie truło , zarówno mnie jak i moich najbliższych. I czuję , że ta konkretnie lektura pomogła mi przeżyć , coś co zalegało na dnie duszy . I pomogła zaakceptować prawdę o tym , ze ludzie czasami zawodzą . Ale nie warto z tego powodu uciekać . Bo parafrazując pewnego artystę : ” samotność to gorsza trwoga „