Ta niedziela zapowiadała się na typowy dzień wypoczynkowy . Bez pośpiechu i bez stresu mieliśmy spędzić rodzinnie czas , ciesząc się swoim towarzystwem . Po wykwintnym śniadanku złożonym z jajec pod pierzynką z rzodkiewki , serwowanych na lisciach kruchej sałaty wybraliśmy się do kościoła . Już w drodze wynikła drobna sprzeczka dotyczaca planów na dalszą część dnia . Czy na spacer leśna dróżką (Adzinek) , czy na boisko z piłką potrenować zasiedziałe ciała( Maniek) , czy też zaleć przed telewizorem w błogim ” nic nierobienu” ( Ja )? Atmosfera gęstniała z minuty na minutę a ustąpić nikt nie chciał . Ostateczna decyzja miała zapaść po oczyszczeniu duchowym , czyli po mszy.
Zasiedliśmy więc w ławach i wyciszamy emocje . Ale jak tu wyciszać , kiedy ksiądz z grubej rury podczas kazania wykrzykuje co chwilę :
” I kim była Maria Magdalena ??!!” , ” Kim była ?” , ” Jawnogrzesznicą była !!!” – co chwilę brzmi z ambony .
Z racji ,że tak się złożyło iż noszę imię Magdalena potraktowałam z niejasnych przyczyn te oskarzenia jakby personalnie. Moje niewytrenowane ciało , na każdy epitet reagowało spięciem karku i nerwowym podskakiwaniem kolana . Odpłynełam zatem w świat rozmyślań , jak przeforsować dyplomatycznie opcję z telewizją . Może zasugerować załamanie pogodowe ? A Adzinek bez kaloszków …No bo jak w kaloszkach do kościoła ? Albo , że pewności nie mam czy żelazko wyłaczyłam przed wyjciem ? Wrócimy , zasiądziemy na chwilę i już tak zostanie…Zdałam sobie sprawę , że w świecie zewnętrznym zrobiło się nieco ciszej . Koniec kazania . Błoga chwila trwała krótko . Nagle , tym razem z boku ,
dosięgnął mnie głos Ojca Adzinka . Głos niczym dzwon . Do wtóru z księdzem , chórem i resztą uczestników zaintonował jakąś pieśń . Musiał całe serce w to włożyć , bo zagłuszył nawet organy . Ludziom chyba się podobała ta zaangażowana postawa , bo Ci z przodu się oglądali a ci z tyłu wyciągali głowy aby dojrzeć kto to tak wyśpiewuje . Czmychłam zatem za filar bo w centrum uwagi być nie lubię . Tam sobie bezpiecznie przeczekałam . Za moment znów zaległa cisza . W skupieniu i zadumie kontemplowałam moment ” podniesienia ” .
– Mamo ! Czy ksiądz ma pipkę ? – w tej ciszy pytanie Adzinka rozniosło się po całym Domu Bożym . Zdębiałam i jedyne na co mnie było stać to scenicznym szeptem wydusić :
– Ciszej , nie teraz ….
-Ale ma czy nie ma ?- drążyło pacholę .
Aby nie przedłużać sromotnego wstydu , złapałam za rękę Adzinkową i w zasadzie wywlokłam z kościoła bo się zapierał piętami . Maniek ewakuował się boczną nawą . Na tak zwanej stronie przybrałam srogą minę pedagogiczną i ….
– Ma ksiądz pipkę czy nie ma ? – Adzinek mimo mojej mowy ciała nie odpuszczał .
– Nie ma ! To facet jest ! – krótko i zwięźle wtrącił się Maniek
– Taaaaaaaaa…to dlaczego w sukience chodzi ???
To była trudna niedziela . Trudna dla nas wszystkich . Dalszą jej część postanowiliśmy spędzić oddzielnie , z poszanowaniem przestrzeni osobistej każdego z nas .